6 stycznia 2017

2017

Po zobaczeniu ogromnej ilości postów na przeróżnych blogach czy choćby na facebooku, poczułam się ofiarą projekcji (w psychologii: przypisywanie innym własnych poglądów). Właśnie rozpoczął się szósty dzień nowego roku i byłam przekonana, że wizja ludzi gorąco pragnących zmian jest rzeczywiście optymistyczna, aczkolwiek odległa. Sama nie czuję, żeby moje życie obróciło się o 180 stopni w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Będąc względnie zadowolona z siebie i z poziomu mojego życia na wielu płaszczyznach, nawet bym tego nie chciała. Nie mam żadnych postanowień (a może raczej życzeń) noworocznych. Przesiąknięci realizmem, myślałam, zdajemy sobie sprawę, że nie ma samoprzychodzących zmian. Nikt za mnie nie pójdzie na siłownię, nie rzuci palenia, nie zarobi, nie znajdzie więcej czasu dla bliskich, nie zacznie podróżować (za Ciebie też nie).
Odnoszę jednak wrażenie, że coraz więcej ludzi żyje marzeniami o odległej przyszłości zamiast skupić się na chwili obecnej. A przecież tylko ją mamy, to teraźniejszość jest na naszych usługach. Czuję dyskomfort psychiczny czytając bądź słysząc po raz setny w tym tygodniu teksty typu "Ja, w tym roku chciałbym/chciałabym...", "Moim postanowieniem noworocznym jest...", proszę.
Należałoby skończyć z jawną naiwnością i żyć tak jak się chce już w tym momencie (lub chociaż zacząć się do tego zbliżać bardziej niż mentalnie). Tego także Wam życzę w tym i każdym innym roku. Rozsądnej spontaniczności.